W końcu nadszedł dzień, w którym odważyłam się podzielić publicznie moją historią. Dlaczego z tym tak długo czekałam? Cóż obawiałam się tak szeroko otworzyć serce.
Co mnie skłoniło do zmiany zdania? Spotkanie z kilkoma kobietami, które przechodzą podobne rozterki do moich, które pokonały swoje lęki i odważyły się spełniać marzenia. Teraz prowadzą swoje biznesy. Codziennie mierzą się z licznymi wyzwaniami. Łączy je jedno: pasja.
Zrozumiałam, że rozmowy o naszych doświadczeniach dodają otuchy, inspirują i wspierają. To dlatego dzisiaj opowiem Ci, jak wyglądała moja droga do życia w zgodzie ze sobą.
Bardzo długo tkwiłam w pracy, która nie miała nic wspólnego z moimi predyspozycjami, już nie mówiąc o tym, jak bardzo jej nie lubiłam.
W tym czasie jednak miałam tak mocno zakorzenione niewspierające przekonania, że nawet nie przeszło mi przez myśl, że można mieć pracę, którą się lubi. Serio! Bo przecież to praca, prawda? Ma dawać pieniądze, a nie przyjemność. Trzeba się namęczyć, żeby do czegoś dojść.
Wszystko się zmieniło, kiedy na świat przyszła moja pierwsza córeczka – Lili. To w niej zobaczyłam siebie sprzed lat. Z mocą wodospadu zaczęły wypływać z mojego serca marzenia i pragnienia, które kiedyś zostały brutalnie przygniecione przez dorosły świat.
W tym czasie byłam już na skraju wypalenia zawodowego. Co ja piszę, byłam totalnie wyczerpana, wyciśnięta i zdeptana emocjonalnie. Każdego ranka dostawałam mdłości na sam widok korpo laptopa.
Dokładnie tak! Z zewnątrz silna i zdecydowana kontrolerka finansowa, a gdy nikt nie patrzył płakałam jak dziecko uzupełniając excelowe tabelki… Dlaczego? Bo zawsze słyszałam, że trzeba być silnym i odpowiedzialnym, że praca w finansach daje stabilność.
Tak było do dnia, kiedy „przypadkiem” (chyba w totalnej desperacji) umówiłam się na spotkanie z doradcą rozwoju osobistego – Kamilą. To od niej usłyszałam, że tak wcale nie musi być, że można mieć pracę, w której wykorzystuje się swoje talenty artystyczne. Co więcej, taką, którą się lubi! I wcale nie jest za późno na zmianę, nawet tak drastyczną, jak moja.
Jednak to zdanie: „Marta zastanów się, jak kiedyś wytłumaczysz córce, że może być tym, kim chce i spełniać swoje marzenia skoro sama tkwisz w pracy, która cię niszczy?” utkwiło mi w pamięci do dziś.
Jak się już pewnie domyślasz, Kamila została moim Aniołem Stróżem i przewodnikiem w drodze do całkowitej przemiany.
W trakcie tej podróży dotarłam w głąb siebie, do marzeń, o których nawet bałam się mówić, a co dopiero je realizować. Do zdolności, o których nie miałam pojęcia.
Niedługo potem odważyłam się rzucić pracę w finansach i postanowiłam szukać zajęcia, które pozwoli mi żyć w zgodzie ze sobą.
W ciągu jednego roku przeszłam totalną transformację, zaczynając od pracy nad emocjami, poczuciem własnej wartości, przekonaniami aż do intensywnej pracy nad rozwijaniem moich zdolności i talentów.
Każdą możliwą chwilę poświęcałam na naukę pisania kreatywnego, webwritingu, psychologii podejmowania decyzji przez ludzi, digital marketingu, projektowania graficznego, brandingu, strategii komunikacji oraz budowania marki osobistej (i tak jest do dziś 😊).
Czy było łatwo? Oczywiście, że nie!
Najtrudniejsze było dla mnie pokonywanie własnych lęków, niewspierających przekonań i niskiego poczucia wartości.
Do tego praca za darmo, wyzysk, korpo mobbing, klienci, którzy nie płacą, walka o zlecenia, błądzenie w poszukiwaniu rzetelnej wiedzy i samodzielne próby budowania marki osobistej. A to tylko mini skrócik, tego co przeszłam (być może kiedyś odważę się napisać i o tym?).
Tak, sama nauka content writingu, copywritingu, marketingu, okazały się czystą przyjemnością.
Projektowanie graficzne i pisanie kreatywne z kolei od zawsze były moją skrywaną pasją. Każdego dnia cieszyłam się jak dziecko nawet z najmniejszego postępu w nauce.
Obecnie często wracam do tamtych chwil. Szczególnie kiedy mam przed sobą duże wyzwanie. To dodaje mi odwagi. Tym bardziej że po drodze spotkałam wiele wspierających kobiet, od których mogłam czerpać wiedzę i inspiracje do działania.
Dzisiaj patrzę na tę drogę jak na cudowny dar. Zdobyłam doświadczenie, którym teraz mogę się dzielić z innymi kobietami zmagającymi się z problemami w swoich biznesach. Jest to dla mnie dodatkowa motywacja do ciągłego rozwoju.
Oczywiście nie oznacza to, że obecnie moje życie stało się idyllą. Życie freelancerki, czy właścicielki biznesu – jak pewnie wiesz – pełne jest wyzwań 😉. Jednak teraz odważnie stawiam im czoła. Wierzę w swoją wartość. Daje sobie prawo do poszukiwań i zmian. Wybieram nieszablonowe rozwiązania.
W pracy daję z siebie wszystko. Wierzę, że to, co robię, ma sens. Kocham życie freelancerki z tej jasnej, jak i tej brutalnej strony. Doceniam je każdego dnia. Dziękuję Bogu za tę siłę oraz odwagę, by rzucić prace, które tak wyniszczały mnie psychicznie.
To prawda, wybrałam drogę bardziej wymagającą, mniej stabilną. Daje mi ona jednak możliwość współpracy z cudownymi kobietami, mogę ciągle się rozwijać i wspierać te osoby, które naprawdę tego potrzebują.
Czy się boję? Boję się, ale działam mimo lęku. Tego nauczyłam się od Magdy Daniłoś, za co jestem jej ogromnie wdzięczna.
Jeśli kiedykolwiek będzie Ci ciężko, poczujesz się zagubiona, czy przytłoczona tym, co Cię spotyka – śmiało napisz do mnie. Chętnie Cię wysłucham i pomogę.
Pamiętaj sam fakt, że odważyłaś się podążać za marzeniami – to akt wielkiej odwagi.
My kobiety, mamy, bosski, żony, partnerki, przedsiębiorczynie (czasem wszystko w jednym) – jesteśmy superbohaterkami. Mimo że czasem tego nie dostrzegamy.
Jeśli udało Ci się doczytać do końca, dziękuję ❤️. Mam nadzieję, że moja historia (przedstawiona bardzo skrótowo 😉) doda Ci odwagi. Być może nawet zainspiruje do zmian?
A może chcesz się dowiedzieć więcej o tym, co robię? Jeśli tak, to zajrzyj do wpisu: https://martahajduk.pl/dlaczego-robie-to-co-robie/